Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/31

Ta strona została uwierzytelniona.

— To już rzecz pańska. Ja nie jestem na tyle praktycznym, żeby znać się na tem wszystkiem. Jednak myślę, że szkody przypiszą cyklonowi.
— Ale przecież wybuch...
— Nie wybuch. To bardzo prosta historja, tylko że jej w roztargnieniu nie przewidziałem. Nie należało roztapiać keworytu w postaci szerokiego, cienkiego arkusza.
— Nie rozumiem — odrzekłem.
— Niema tu nic niezrozumiałego. Przecież pan wie, że keworyt odporny jest na siłę ciążenia?
— Wiem.
— No, więc w chwili, kiedy wytworzył się przy temperaturze sześćdziesięciu stopni Fahrenheita, przyciąganie ziemi przestało działać na powietrze, sufit i dach, znajdujące się nad nimi. Pan pewnie wie, przypuszczam, bo któżby teraz tego nie wiedział, że powietrze ma ciężar i ciśnie z siłą czternastu funtów na cal kwadratowy. A gdy cały słup jego, znajdujący się nad keworytem, przestał ciążyć, a na jego miejscu wytworzyła się jakby próżnia, w którą ze straszną siłą wdarło się powietrze z boków, wysadził pozbawiony ciężaru sufit i dach i zaczął z niemi podnosić się w górę. Pojmujesz pan? Nad keworytem powstała jakby trąba powietrzna o strasznej sile. Powietrze, wpadające w ten wir, gwałtownie parte w górę, ustawicznie zastępowały nowe fale, cisnące się z boków. Gdyby sama płytka keworytu, pozbawiona ciężaru, nie została uniesiona wichrem w tym wirze, wie pan, coby się stało?
— Można przypuszczać, że powietrze bezustannie darłoby się po niej ku górze — odrzekłem, pomyślawszy chwilę.