Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż właśnie! powstałaby nieustająca fontanna powietrzna.
— Któraby wessała w siebie ziemską atmosferę i wyrzuciła ją w przestrzenie międzyplanetarne. — krzyknąłem. — Boże mój, Boże! Ale przecież wszystko co żywe na ziemi podusiłoby się. I to wszystko z maleńkiego kawałeczka jakiejś metalicznej mieszaniny!
— No, niezupełnie tak — zauważył Cavor — powietrze wessane, wyrzuciłby wir na odległość tysięcy mil, stamtąd znowuby opadło na ziemię, my już jednak, niestety, zdążylibyśmy się zadusić, czyli że na jedno wychodzi.
Byłem porażony i zgnębiony, gdym uświadomił sobie całą niedorzeczność wszystkich swoich marzeń o przyszłej eksploatacji keworytu.
— Więc cóż pan teraz myśli czynić? — spytałem mego współbiesiadnika.
— Przedewszystkiem poprosiłbym o małą ogrodową łopatkę, do zeskrobania z trzewików błota — odrzekł — a potem chętniebym wziął kąpiel, jeśli tylko można. Następnie porozmawiamy swobodnie. Ale spodziewam się — dodał, dotknąwszy obłoconą ręką mego ramienia — że to wszystko zostanie między nami. Wiem, że sprawiłem wielkie szkody okolicznym mieszkańcom; bardzo prawdopodobną jest rzeczą, że miejscami całe domy leżą rozwalone. Jednak zapłacić za to wszystko nie mogę i gdyby właściwa przyczyna katastrofy wyszła na jaw, zatrzymałaby tylko całą moją pracę, niczego nie naprawiwszy. Zanadto jestem zaabsorbowany teoretycznemi zagadnieniami, abym mógł jeszcze brać na swoje barki kwestje praktyczne. Później, kiedy keworyt zostanie wypuszczony na rynek zbytu, zdaje się, że tak mó-