Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/41

Ta strona została uwierzytelniona.

W marcu łączyliśmy wszystkie części aparatu i zaczęliśmy przygotowywać keworyt. Już w trzeciem stadjum wytwarzania się wyglądał on jakby metaliczne ciasto, którem obłożyliśmy pancerz stalowy; teraz pozostawało tylko poddać go temperaturze czerwonego żaru w oparach helium. Do wykonania tej ostatniej operacji Cavor kazał zdjąć dach i otoczyć aparat ogniskiem. Słowem, wszystko szło doskonale.
W marcu przystąpiliśmy też do przysposobienia różnych zapasów, niezbędnych do podróży na księżyc, nakupiliśmy konserw, skoncentrowanych esencyj, wzięliśmy zapas cylindrów stalowych z płynnym tlenem, przyrządy do więzienia kwasu węglowego i t. d. i t. d.
Wszystko to razem zwalone w kącie pokoju, przypominało, że mosty za nami są spalone, i że zrzec się zamyślonej podróży już niepodobna. Zresztą nie mieliśmy czasu na rozmyślania; raz jednak napadły mnie silne wątpliwości, czy nasze przedsięwzięcie jest rozsądne. Przez cały dzień pracowałem nad urządzeniem ogniska, a wieczorem, silnie znużony wpadłem w zwątpienie; bliska podróż wydała mi się bezmyślną i niepotrzebną.
— Patrz pan, — mówiłem, wskazując Cavorowi na przedmioty, leżące w kącie — koniec końców, pocóż to wszystko?
— Jakto poco? — spytał z uśmiechem — aparat nasz wkrótce poleci.
— Na księżyc? I cóż pan spodziewa się tam znaleźć? Mnie się zdaje, że księżyc jest światem dawno już wymarłym.
Cavor wzruszył ramionami.