Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/56

Ta strona została przepisana.
VI.
Przybycie na Księżyc.

Doskonale przypominam sobie, jak Cavor pewnego razu odkrył równocześnie sześć okienek, aż krzyknąłem na widok jaskrawego blasku; wielka, srebrzysta tarcza księżyca zajmowała całe pole widzenia, a po jej brzegach z mroku, z którym graniczyła, ostro występowały wierzchołki gór, oświeconych słońcem. Sądząc, że czytelnikom zdarzało się widzieć mapę księżyca, nie będę się rozwodził nad szczegółami krajobrazu, odsłaniającego się przed naszemi oczami. Wszystkim znane są te wielkie, pierścieniowe kratery wulkanów księżycowych z otaczającemi je mniejszemi otworami tego samego kształtu; wszystkim znane są ostre cienie, padające z gór księżycowych na pooraną rozpadlinami i pokrytą nagiemi, falistemi wzgórzami równinę księżyca; wszyscy wreszcie słyszeli o tych cudach promieni świetlnych, do których nic podobnego na ziemi nie można ujrzeć. Niesieni w odległości nie większej niż sto mil nad krajobrazem, mogliśmy gołem okiem widzieć to, czego z ziemi przez największe teleskopy dojrzeć nie można, a mianowicie, że ostre zarysy skał księżycowych i kraterów spowite są lekkim tumanem i że na gładkich ich, pozornie jednolitych i jednako-