Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/79

Ta strona została przepisana.
X.
Ludzie, zaginieni na Księżycu.

Nareszcie go ujrzałem; stojąc na nagiej skale w odległości dwudziestu albo trzydziestu sążni ode mnie, śmiał się i gestykulował, chcąc widocznie zwrócić na siebie moją uwagę. Głosu nie słyszałem, lecz ruchami wzywał mnie do skoku i złączenia się z nim. Odstęp wydawał się olbrzymim; zrazu nie miałem odwagi, lecz zmiarkowawszy, że Cavorowi udało się przeskoczyć, a przecież ja byłem silniejszy, postanowiłem spróbować.
W tym celu odstąpiłem dwa kroki, rozpędziłem się i z całej siły skoczyłem. Rezultat był niezwykły. Poleciałem w prostej linji, jak gdybym wcale nie miał się już opuścić.
I strasznie i przyjemnie zarazem było mknąć w ten sposób w powietrzu, jak we śnie. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie należało tak silnie skakać. Przeleciawszy nad głową Cavora zacząłem spadać w żleb pełen roślin kolących, ale dzięki napięciu muskułów upadłem cokolwiek dalej na ogromny grzyb, który mnie od stóp do głowy osypał swą pomarańczową miazgą. W pierwszej chwili, leżąc na ziemi w gęstawej kaszy zgniecionego grzyba, nie mogłem powstrzymać śmiechu ze swej przygody,