Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/80

Ta strona została przepisana.

lecz wnet odczułem silne znużenie. Nie było jednak czasu do rozmyślań nad swemi wrażeniami, bo wnet pośród gałęzi roślin kolących pojawiło się okrągłe i podniecone oblicze Cavora, spieszącego z pomocą.
— No i co? — wołał z oddali.
Chciałem odpowiedzieć, ale tchu mi zabrakło.
— Tu trzeba być ostrożnym — rzekł, podchodząc bliżej — zwyczaje ziemi na księżycu na nic się nie przydadzą. W taki sposób można na śmierć się rozbić.
Milczałem, nie mogąc tchu złapać. Cavor pomógł mi wstać i rękawem ścierał ze mnie żółtą, grzybową miazgę.
— Nie trzeba wykonywać zbyt silnych ruchów — ciągnął — jeszcze nie oswoiliśmy się ani z rozrzedzonem powietrzem, ani z siłą przyciągania na powierzchni księżyca. Nasze mięśnie nie przywykły do tego. Trzeba je trenować. Rozumie się, najprzód musi pan wypocząć.
Wyrwawszy kilka kolców, tkwiących w ręce, siadłem na kamieniu. Całe moje ciało drżało ze zmęczenia. Dusza była pełna rozczarowania podobnego do uczuć człowieka, który po raz pierwszy jechał rowerem i upadł.
Cavor zauważył, że siedząc w wilgotnym i zimnym źlebie, mogę się przeziębić; pospieszyliśmy tedy wydobyć się na miejsce zalane słońcem i zajęliśmy się oględzinami uszkodzeń, jakie poniosłem. Prócz kilku draśnięć byłem zdrów i cały. Zmęczenie minęło równie szybko, jak się pojawiło, to też wnet przystąpiliśmy do trenowania mięśni.
Cavor stał się w tem mistrzem moim i wybrawszy dogodne miejsce, zaproponował skok na kamien-