Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/88

Ta strona została przepisana.
XI.
Pastwisko krów księżycowych.

A my, dwaj nieszczęśni zbiegowie z ziemi, zbłąkani w zaroślach księżycowej przyrody czołgamy się, drżąc przed najlżejszym szelestem. Pełzaliśmy dość długo, zanim ujrzeliśmy selenitów i księżycowe krowy, choć ryk ich ustawicznie się ku nam zbliżał. Pełzaliśmy po kamieniach, po mchowym kobiercu, po śniegu i łąkach jakichś miękkich, kulistych roślin, w rodzaju deszczowych grzybów, a aparatu naszego ani śladu. Poryk krów księżycowych to stawał się podobnym do ryku ziemskich, to znów zmieniał się w jakieś wycie gniewne, zupełnie jak gdyby te niewidoczne dla nas stworzenia raz znajdowały paszę, innym razem gniewały się, że jej niema.
Po raz pierwszy ujrzeliśmy je tylko pobieżnie i mimo to przestraszyliśmy się ogromnie. Cavor dostrzegł je pierwszy, stanął jak w ziemię wrosły, przyzywając mnie znakiem.
Trzask łamanych gałęzi szybko zbliżał się ku nam i kiedyśmy starali się wymiarkować, z której strony go słychać, poza nami i to tak blisko, że aż rośliny najbliższe zakołysały się, rozległ się ryk straszliwy, jakiego w życiu nie słyszałem. Szybko obróciwszy się, niecałkiem jasno, przez zarośla ujrzeliśmy błysz-