Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/91

Ta strona została przepisana.

brzymich, całych gór tłuszczu, i żarły trawę, sapiąc i głośno siorbając. Wydawały się tak nieruchome i obżarte, że dobrze utuczona świnia byłaby między niemi obrazem zręczności i gracji. Ich ohydne żarcie, jeśli tak można się wyrazić, z zakrytemi oczyma, z zapomnieniem całego otoczenia, ze sapaniem i ciamkaniem, odrażające dla każdej sytej, rozumnej istoty, na nas, silnie zgłodniałych, oddziaływało wprost przeciwnie, pobudzało apetyt i nawet zawiść.
— Tfe, pogańskie bydlęta! — z dziwną złością syknął Cavor, czołgając się wśród krzaków na prawo. Pośpieszyłem za nim, ale dopiero przekonawszy się, że trawa, którą żarły krowy, nie mogła być pożywieniem człowieka. Mimo to pełzałem z kępką trawy w zębach.
Bliskość selenita znowu zmusiła nas stanąć. Tym razem mogliśmy dokładniej mu się przyjrzeć, i upewniliśmy się, że pancerz jego był rzeczywiście tylko odzieżą, nie zaś chitonową skorupą jak u chrabąszczy lub raków. Na pierwszy rzut oka zupełnie był podobny do tego, któregośmy przedtem widzieli, z tą tylko różnicą, że szyję miał opatrzoną łuskowatemi cierniami. Stał na wzniesieniu i kręcił głową na wszystkie strony, jakby oglądając krater. Bojąc się zwrócić na siebie jego uwagę, leżeliśmy zupełnie cicho, dopóki nie odwrócił się i nie poszedł.
Pełznąc dalej, natknęliśmy się na nowe stado krów, pasących się na zboczu wzgórza i przytem stanęliśmy w miejscu, z pod którego dochodziła usilna praca maszyn, jakby gdzieś, bardzo płytko pod ziemią, znajdowała się wielka fabryka. Niedaleko od tego miejsca podpełzliśmy nad brzeg obszernej,