Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/96

Ta strona została przepisana.

wie potakiwać moim marzeniom o przyszłym nadmiarze zaludnienia. Zwolna w głowie poczęło mi się mącić, a język zaczął kołowacieć.
— Śślliczny wynallazzek! Cześć i sława ci, Cavorze! Zuppełnie podobny do karr-rr-toffli!
— Co mów-wisz? Od-krry-cie Kssiężżyca można porr-równać z karr-toflem?
Spojrzałem na niego przerażony nagłą zmianą jego głosu i niepewnością wymowy. Przyszło mi na myśl, że prawdopodobnie otruł się grzybami. Jednak natychmiast zastąpiła ją inna. Wydało mi się, że Cavor łudzi się, sądząc, że odkrył księżyc. On go tylko pierwszy posiadł i to z wydatną moją pomocą. Starałem się, przyjaźnie rękę położywszy mu na ramieniu objaśnić to, jednak myśl moja widocznie była dlań niezrozumiała. Dziwnie trudno było mi ją wyrazić. Po krótkich wysiłkach, by mię zrozumieć, przyczem oczy jego przybrały błędny, rybi wyraz, zaczął na własną rękę czynić rozmaite spostrzeżenia.
— Zup-pełnie zależy-my... całkiem zależy-my od naszego pożży-wienia! Tak..., od naszszego po...poży-wienia! Człow-wiek ty-tyle wart, ile zje! — przekonywał uroczystym głosem, przerywanym czkawką.
Powtórzył to raz jeszcze, a ponieważ trafił właśnie u mnie na wojownicze usposobienie, postanowiłem, chociaż nie widząc słusznej przyczyny, zaprzeczyć jego twierdzeniom. Cavor nie pojmował z tego, co mówiłem, ani słowa; słuchał jednak uważnie. Potem z wysiłkiem wstał, oparłszy się bezceremonialnie ręką na mej głowie i zaczął oglądać się bezmyślnie na wszystkie strony. Strachu przed selenitami widocznie nie odczuwał.