Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/197

Ta strona została przepisana.


Mróz złagodzą Zefirki, wiosnę zepchnie lato,
       10

By uciec znów przed bogatą

W sielskie płody jesienią i wnet przed oczyma
Zaś martwa zjawi się zima.

Ale ziemię zamarzłą ożywią księżyce:
My gdy raz runiem w ciemnicę,
       15 Gdzie pobożny Eneasz, Tullus, Ankus stary,
Prochy z nas tylko i mary[1].

Kto wie, czy do błogiego dziś bogi swą władzą
Jeszcze nam jutro dodadzą?
Wszystko dziedzic zabierze; li tego nie ruszy,
       20

Czem miłej dogodzisz duszy.


Gdy raz umrzesz i Minos, sędzia, co nie błądzi,
W Orku cię świetnie osądzi[2],
Bód, wymowa, pobożność — za nic to, Torkwacie,
Do życia nie przywoła cię!

       25 Z pod ziemi i Dyana nie mogła skromniutkiej
Wyrwać Hipolita[3] cnótki,
Ni Tezej z letejskiego uwolnić łańcucha
Pirtoja, miłego druha.



    (Godzina), ciągnąca za sobą Dzień żywiący (w przeciwieństwie do Nocy, która życiu nie sprzyja).

  1. W. 16. Prochy — na ziemi, mary — w podziemiu.
  2. W. 22. świetnie osądzi — tj. korzystnie, pomyślnie dla ciebie.
  3. W. 25. Hipolita, syna Tezeusza i Antyopy, oczerniła macocha Fedra przed ojcem, że usiłował ją nakłonić do złamania wiary małżeńskiej. Tezeusz przeklął syna i błagał ojca swego, Pozejdona, żeby zgubił wyrodnego syna. Bóg