Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/233

Ta strona została przepisana.


       45 Folja, co gusłom gwiazdy, miesiąc z nieba[1]
Ściągnąć potrafi, gdy trzeba.
Tu zła Kanidja, w udręce zazdrośnej
Pazdur gryząca długośny,
Rozpuści ozór: »Bóstwa, co łaskawie
       50

»Zawsze sprzyjacie mej sprawie,

»Nocy, Dyano, milczenia sprawczynie, ,
»Gdy tajną ofiarę czynię,
»Dziś — dziś bywajcie i na wrogie domy
»Swe gniewu spuszczajcie gromy!
       65 »Kiedy w straszliwych kniej miękkiej pieleszy
»Zwierz dziki snem się już cieszy,
»Niech gach mój stary na pośmiechy ludzi
»Subury[2] psiska pobudzi,
»Gdy nardem zmaszczon, mych rąk arcytworem,
       60

»Skradał się będzie wieczorem.

»Lecz cóż to? — Dzikiej Medey napoje
»Straciły czary już swoje?
»Oneć zgubiły rywalkę zuchwałą,
»Córę Kreona:[3] gdy śmiało
       65 »Płaszcz darowany wdzieje, co pił juchę,
»Ogniem spaliły młoduchę.

  1. W. 45. gwiazdy, miesiąc z nieba —ściągnąć czarami na ziemię umiały czarownice tessalskie.
  2. W. 58. Subury — Kanidja mieszkała więc w Suburze, nisko położonej dzielnicy Rzymu pomiędzy wzgórzami Kwirynalskiem, Wiminalskiem i Eskwiliami; była to najgęściej zaludniona, ale też najbardziej osławiona dzielnica, zapchana kramami i warsztatami, rojowisko najciemniejszych egzystencyj i ulicznego wszeteczeństwa.
  3. W. 64. córę Kreona — por. III, 13.