Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/244

Ta strona została przepisana.


XII[1]
NATRĘTNEJ

Czemu do mnie, babsztylu, coś w sam raz dla słoni,
Z dary twój sługa i z listy wciąż goni?
Sił ja ci nie mam, zato nos nie od parady,
Co prędzej zawsze zwącha takie gady,
       5 Jak polip albo kozioł[2] we włochatej pasze,
Niźli pies wieprza leżącego w łasze.
A jakiż pot wydziela i woń zwiędłe ciało,
Kiedy się babsku kochania zachciało,
Gdy ją wezmą dygotki! Z bielonego liczka
       10

Rozmiękła kreda spada i barwiczka

Z łajna krokodylego, kiedy syka warga,
Baba materac i kotarę targa,
Albo mi dogaduje i wyrzutem łechce:
»Z Inachją — igrasz, a tu ci się nie chce!
       15 »Z Inachją na noc trzykroć — tu raz, i to mamy!
»Niechże Styks porwie tę Lesbijkę czarny,
»Co mi słabe zraiła cielątko miast byka!
»A toć Amyntę ja miałam Kojczyka,
»Co wytrzymałość większą i tęgość miał w rurze,
       20 »Niż młody dębczak, rosnący na górze.
»Komuż z tyrskiej purpury te szatki sposobię,
»Dwakroć maczane, komu? — Jużci tobie!

  1. XII. Znowu ajschrologja w rodzaju VIII jambu.
  2. W. 5. polip — w nosie; kozieł — zapach kozi.