Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/253

Ta strona została przepisana.


Acz z Mysów hufcem, pyszny, przeciw niemu chodził
       10 I ostremi w rozprawie pociski weń godził;
Namaściły Trojanki zabójcę junaków,
Hektora, co już pastwą miał być psów i ptaków,
Kiedy to Ilionu opuściwszy progi,
Chrobremu Achillowi król runął pod nogi;
       15 Z łaski Cyrki kudłate porzucą kożuchy
Kosmate cierpiętnika Uliksesa zuchy,
I znów myślą, jak ludzie, i po ludzku gwarzą
I dumni, odzyskaną znów cieszą się twarzą.
Ja — czym nie dość ukaran? Cóż jeszcze wymarzy
       20 Twe serduszko, o lubko flisów i kramarzy?[1]
Znikła młodość i krasa, piękna wstydu córa,
Same kości zostały, na nich żółta skóra.
Od twoich to olejków mam głowę już białą,
Po pracy mię spoczynek nie krzepi, by mało.
       25 Spycha dzionek noc ciemną, nocka dzień wzajemnie:
Ja w ucisku wyglądam ratunku daremnie.
Więc czemum dawniej przeczył, dziś wyznaję szczerze,
Że w wszystkie twe sabelskie zamawiania wierzę,
Że Marsów klątwy[2] w głowie, jakby młotem, walą.
       30 Czegóż jeszcze chcesz więcej? O ziemio, o falo!

    les leczy ranę Telefa przez dotknięcie dzidą, która mu ranę zadała, wedle słów wyroczni: »Kto zranił, wyleczy«.

  1. W. 20. lubko flisów i kramarzy — zjadliwa pochwała, obliczona na zupełne przytępienie zmysłu moralnego w Kanidji.
  2. W. 28—29. sabelskie zamawiania, Marsów klątwy. — W górach Apenińskich dochowały się najdłużej rozmaite zabobony i gusła.