Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/366

Ta strona została przepisana.


Życie, obyczaj dawnej wychwalasz prostoty;
Lecz gdyby co do czego, wyśmiałbyś te cnoty,
       25 Lub to, że nie tak myślisz, jak mówisz, że lepiej,
Lub, że drugich prowadzić chcemy, sami ślepi.
Tkwisz w błocie i nie możesz wyrwać z niego stopy.
Za wsią tęsknisz, a na wsi znów pod niebios stropy
Rzym wynosisz, zmienniku! Jesz, gdy musisz,[1] w domu;
       30 Chwalisz jarzynkę, spokój, i jakby kto komu
Gwałt zadawał, pijatyk święcie się wyrzekasz.
Gdy się od Mecenasa zaprosin doczekasz,
Choć już późno, przy świetle, wnet cały dom w ruchu;
»Hej, żywo, olej![2] Cóż to, nie słyszysz dziś, głuchu«?
       35 Na cały głos bełkotasz i puszczasz się w drogę.
Jak klną błazny i Mulwjusz,[3] powtórzyć nie mogę.
Rozchodzą się. »No, wyznam — Mulwi rzecze mściwy—
Że brzuch mym panem, a nos na zapaszek tkliwy,
Żem niedołęga, próżniak, łyknę, gdy mam za co.
       40 Lecz ty taki sam, jak ja, i większy ladaco,
Urągasz mi, a swoje występki daremnie
Pięknem słówkiem pokrywasz«. — Tyś głupszy ode mnie,
Com za drachm kupion pięćset.[4] Ej, zagaś te ślepie,
Złość i łapę powściągnij, aż wszystko ci wlepię,

  1. W. 29. gdy musisz — gdyś nie zaproszony.
  2. W. 34. olej — do latarni, którą przed panem niósł w nocy niewolnik.
  3. W. 36. błazny i Mulwjusz — biesiadnicy Horacego; widać i takich zapraszał.
  4. W. 43. za drachm pięćset — 500 fr., więc bardzo tanio, podły towar.