Lecz z Kapuy do Rzymu gdy jadąc wysiędziesz,
Mokry i głodny, wiecznież tam w karczmie żyć będziesz.
Zziębnięty o ogrzanej dobrze łaźni marzy,
Lecz czemprędzej ucieka, skoro się wyparzy:
15
A chociaż nawą Auster ciska najstraszliwszy,
Łodzi nie sprzedasz, morze Egejskie przebywszy.
Rod ci tyle i Lesbos, gdy możesz żyć w Rzymie,
Co opończa gdzieś w czerwcu, co fartuszek w zimie,[1]
Tyber w mrozy styczniowe, kominek w upały.
20
Póki Fortuna sprzyja, pókiś zdrów i cały,
Chwal w Rzymie Chios, Samos, chwal Rodos z daleka!
Da ci bóg szczęścia chwilę, co szybko ucieka:
Bierz, wdzięczny, nie odkładaj na potem słodyczy,
Byś, kończąc, w każdem miejscu mógł rzec bez goryczy:
25
»No, żyłem«! Bo gdy troski jedna mądrość płoszy,
Nie widok lazurowych bez granic pustoszy,
Jadąc za morze, klimat zmieniamy, nie siebie.
Poco skrzętne próżniactwo, pod inne podniebie
Poco jeździć za szczęściem? — Wytęż oczy, uszy:
30
Przy tobie jest — w Ulubrach,[2] gdy spokój masz w duszy!
- ↑ W. 18. fartuszek w zimie. — Młodzieńcy, ćwicząc się nago, nosili rodzaj fartuszka.
- ↑ W. 30. Ulubrae — nędzna mieścina w pobliżu bagien Pomptyńskich, znana z obfitości żab, które się w tamtejszych błotach mnożyły.
obraz człowieka, co, sam bezpieczny, patrzy z brzegu na okręt, walczący z rozhukanemi falami.