Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/425

Ta strona została przepisana.


Bo później pan nie wierzy, choćbyś płakał szczerze.
Tak i ja kuglarzowi, raz zwiedzion, nie wierzę,[1]
Choćby też złamał nogę. Gdy nikt nie podnosi,
       60 Ze łzami na świętego Ozyrysa prosi:
»Podnieście! Nie żartuję: jam nędzny kaleka«.
— »Niema głupich!« tłum wrzaśnie i aż wstanie, czeka.


LIST XVIII[2]

Znamli cię dobrze, Lolli, swobody najchciwszy,
Błaznem[3] zostać nie chciałbyś, przyjaźń poślubiwszy.
Jak kurwę od matrony już różnią kolory,[4]
Przyjaciela od błazna dzieli odstęp spory.
       5 Gorsza wada przeciwna i bardziej nieznośna:
Gburowatość prostacka i przekora głośna.

  1. W. 58. Na wolnych miejscach, przy zbiegu kilku ulic (in triviis) popisywali się swojemi sztukami różni kuglarze; jedną z tych »sztuk« było zręczne udawanie kuglarza, że złamał nogę, ażeby w następnej chwili, gdy litościwe dusze spieszą z pomocą, skoczyć na równe nogi.
  2. XVIII. — Znany nam już z I 2 ćwiczący się w wymowie Lolljusz zamyśla »przystać« do wielkiego pana, nie jako klient podrzędny (np. Scewa z poprzedniego listu), zbierający ochłapy z pańskiego stołu, lecz jako równy i »przyjaciel«, ażeby korzystać z wpływów wielkopańskich w zawodzie literackim, któremu się poświęcić zamierza. List zawiera przepisy dworności, wyłożone przez starszego, doświadczeńszego dworzanina, młodemu frycowi.
  3. W. 2. Błaznów, scurrae trzymali sobie już wtenczas wielcy panowie. (Por. Sat. I 5, 51 nstp.).
  4. W. 3. Kolory — Matrony ubierały się biało, damy z półświatka nosiły barwne szaty.