90
Gorączce mąż spokojny, ospałemu czynny.
Kto przededniem[1] z kielicha wysusza sok winny,
Nienawidzi trzeźwego, choć ten się zasłania,
Że nocnego się musi wystrzegać rozgrzania.
Rozjaśń czoło, bo z chmurą skryty, kto nieśmiały,
95
Mruk małomówny — tetryk zda się być zgorzkniały.
Znajdź czas i pytaj mędrców, z tego czerpaj zdroju
Naukę, jak wiek w słodkim przepędzić spokoju.
Badaj, czy cię nie trapi wciąż żądza bez granic,
Strach i nadzieja tego, co nie zda się na nic,
100
Cnota czyli z natury czy z nauk pochodzi,
Co płoszy troski, wnętrzne rozterki łagodzi,
Co rodzi błogość: zaszczyt czy grosik kochany,
Czy życie samotnika w ustroni nieznanej.
Ja, ilekroć nad chłodną Digencją odżyję,
105
Którą Mandela, z zimna pokurczona, pije,[2]
O co modlę się, myślisz, do bogów na niebie?
— »Niech mam, co mam, mniej nawet,i niech mi dla siebie
Wolno będzie lat tyle przeżyć, co sądzono;
Ksiąg niech dość mam, śpiżarnię dobrze opatrzoną,
110
Bez strachu, bez nadziei niech kresu domierzę!«
Dość mi błagać Jowisza, co daje i bierze,
By dał życie, dostatek: czego nie dostawa,
Umysł równy i spokój — to już moja sprawa.
Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/430
Ta strona została przepisana.
