Ale profesor Thurston nie przeszedł na drugą stronę, ani nie patrzył więcej poza siebie. Na moście stanął, włożył prawą rękę do tylnej kieszeni spodni, wyciągnął stamtąd jakiś przedmiot i rzucił go przez poręcz. Coś błysnęło metalicznie w promieniach księżyca, plusk ― i cisza.
A w ciszy zabrzmiał ponad łąkami miękki dźwięk północnych dzwonów. Ten dźwięk i ta scena przypomniały mu sławny „śpiew o moście“ innego kolegi-profesora, który był poetą, i który również kiedyś „stał na moście o północy, kiedy zegary biły godzinę“. Pełnym, dźwięcznym głosem profesor zaśpiewał:
Jak często, o jak często,
Pragnąłem, by łono fal
Uniosło mnie bez powrotu
Przez dziki ocean wdal!
Gdyż serce me było gorące,
A życie me — pełne burz,
A ciężar, co mnie przygniatał,
Zbyt wielkim wydawał się już.
Lecz dziś spadł ten ciężar ze mnie,
Morza wchłonęła go toń;
I tylko cudze niedole
Rzucają na mnie swój cień.
Profesor Thurston wrócił do miasta szybkiemi, pewnemi krokami. Przy drzwiach swego domu wsu-