Oliver zbladł, potem zaczerwienił się. Podniósł się w milczeniu, obrócił rączkę wielkiej kasy, wyjął z niej skrzynkę żelazną i złożył ją w moje ręce. Skrzynka była tak ciężka, że spuściłam ją na podłogę, potem usiadłam na niej, i chwyciwszy rękę Olivera, ucałowałam ją, ku jego niezmiernemu zmieszaniu i wielkiej radości posługacza biurowego.
Oliver podniósł mnie, i sadzając mnie na krześle, wyjaśnił mi, że ciotka Ellen uparła się, aby skrzynkę oddać jemu do przechowania; z początku sprzeciwiał się, wkońcu jednak musiał się zgodzić. Również opowiedział, jak przykro mu było, gdy nas poznał bliżej i gdy zrozumiał, jaką niesprawiedliwość popełniono względem nas; gdyż wtedy był już związany warunkami testamentu i zmuszony do pozostawienia wypadkom, jak mają ułożyć naszą przyszłość.
Co też one uczyniły ku zupełnemu memu zadowoleniu.
— | — | — | — | — | — | — |
Drugi testament? Wszystko miało być obrócone na utworzenie Instytutu Wychowawczego dla Krnąbrnych Dzieci. Dokument ten był jeszcze bardziej straszliwy niż pierwszy, pełen „wobec czego“ i „w razie czego“.
I wszyscy mamy nadzieję żyć długo i szczęśliwie.