Na opowiadanie o tém okrucieństwie serce się w nim wzdrygnęło.
— Winienem — rzekł rybak — po co mi było złota pożądać, z którém sam niewiem cobym uczynił? Ulecz mnie — dodał — a potém żądaj co chcesz, oddam ci wszystko co mam... Mam kilka sestercyj jeszcze... te twoje; mam posążki bogów... mam stare naczynie bronzowe, mam i flaszkę szklanną... mam łódź i sieci...
— Ale mi nic twojego nie trzeba — przerwał żyd — obowiązek mój pomódz biednemu i uzdrowię cię... A gdy przyjdziesz do zdrowia, nie patrz tylko w wodę na twarz twoją abyś się jéj nie przeląkł...
W istocie, poczwarną była i zdartą jakby ją młyńskim gnieciono kamieniem.
— Co mi po pięknéj twarzy! — zawołał rybak — bylem żył a nie męczył się... obiecuję ofiarę i ołtarz Eskulapowi...
Żyd dobył ze swéj szkatułki drogiego balsamu, który był na rany najskuteczniejszy, obmył twarz wodą z okruszyn ziemi i ziół, które się w nią wpiły, namaścił, i rozdarłszy białe płótno, obwiązał niém rybaka, odprawując go obwiniętego, uspokojonego i wiekuistą przysięgającego mu wdzięczność.
Niewolnik, który mu drzwi otwierał, już był znów usnął na ziemi ze znużenia, bo we dnie najął się
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.