Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

mnych swych cmentarzach lub rozpierzchnęli pojedynczo po willach i ogrodach, uszli téj pogoni, która dzień i noc trwała całą.
Neron chciał mieć wielkie igrzysko z samych chrześcijańskich ofiar złożone, a śmiał się dziko mówiąc, że ci co siłę mają tak wielką, pewnie dobrze walczyć potrafią.
Ta napaść niespodziana nie zatrwożyła chrześcijan, nie rozpędziła ich i nie podzieliła; od piérwszéj owéj próby krwi w Neronowych ogrodach, duch ich potężnie się dźwignął widokiem siły i męztwa z jakiém konały w płomieniach ofiary kłamstwa Cezara. Nie obawiano się cierpieć, wyglądano męczarni jako środka, który miał sprowadzić łaskę, dać moc nową i pozyskać uczniów Chrystusowi.
A gdy przyszedł ten dzień ścigania i zaboru, ujrzano idących chrześcijan po ulicach w szatach białych i wieńcach na głowie, śpiewających hymny tak spokojnie i wesoło, jakby ich wiedziono na ucztę...
Tłum patrzał z niemém podziwieniem.
Wśród ścisku tego znajomi i nieznajomi, spotykając się jak bracia kładli sobie ręce na ramiona i całowali się, witając a zagrzewając wzajemnie do wytrwania.
A wśród tego orszaku, tak wesoło dążącego na śmierć były niewiasty słabe, były niedorosłe dzieci