Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ryki, i wielkim rozpoczął głosem:
— Najjaśniejszy Panie!
— Kochany rabbi — rzekł biskup — żadna mowa przyjemniejszą być nie może Jego królewskiej Mości Panu naszemu najmiłościwszemu, nad ciepłą izbę...
Rabbi niedosłyszawszy przyjął to za komplement, ukłonił się tylko, zastąpił drogę i rozpoczął powtórnie:
— Najjaśniejszy Panie! Jako powiedziano jest w Piśmie świętem i prorokach...
— Powiedziano, powiedziano — przerwał biskup donośnie — nie będziesz nudził pana twego — dajcie tort i pozwólcie się pożegnać.
Rabbi jeszcze nie zrozumiał i rozpoczął po raz trzeci:
— Tyś jest ten w którego oczy wlepił naród izraelski.
— Najjaśniejszy Panie, to nie żarty, uciekajmy bo nas oczyma zjedzą — zawołał biskup — panie rabinie dalszy ciąg odkładamy do przyszłej da Bóg wizyty królewskiej, a tymczasem sesją solwujemy.
Król wsiadł był już do karety, a żydzi chcąc czemkolwiek powetować stratę mowy, którą rabinowi w sposób tak gwałtowny ucięto, zakrzyknęli głosem ogromnym:
„Vivat Najjaśniejszego! Pana naszego Stanisława Augusta.”
Intencja była najlepsza, choć improwizacja niedosyć poprawnie się udała.
Widząc że już król rusza ku pałacowi, pospieszyli i włościanie do karety z chlebem i solą, od których że się mowy nie obawiano, przyjął Najjaśniejszy Pan ofiarowaną bułkę, w skromny obwiniętą ręcznik, podzięko-