Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

otaczali, a byle kto co zarwał jakkolwiek, pochwycił i cieszył się zdobyczą. Po za dworem króla byli wszyscy ludzie z wiarą, z myślą, uczuciem głębokiem, z nadzieją niepokonaną i zapałem nieostudzonym, a jedna twarz taka warzyła i mroziła swojem ukazaniem się najweselszą biesiadę pieczeniarzy. — To nazwanie już naówczas poczynało być stosowane do wszystkich poufałych adherentów królewskich, chociaż później dopiero głośnem się stało, gdy przeciwnicy ich przybrali na sejmie imię patrjotów. Nie można też było w istocie dobrać lepszego nazwiska dla ówczesnego królewskiego dworu.
Byłyć tam umysły bogato obdarzone, ludzie z wielkim dowcipem; z nauką, poeci, artyści, ale całej tej ciżbie brakło tego co i naukę i talent i dowcip i poezją uszlachetnia, podnosi, uzacnia — brakło charakteru i powagi. Wszyscy tam życie ludzkie, sprawy kraju, cnotę i wiarę, obracać byli przywykli w żart nieustanny, w krotochwilę zabawiającą, i nie było rzeczy z którejby ktoś nie skorzystał dla popisania się z dowcipem.
Dowcip popłacał nad wszystko, to też wyrazem całej owej literatury najenergiczniejszym dziś, zostały satyra, paszkwil i epigramma.
Jeśli na chwilę zmuszono ich brać co na serjo, łacniej się pogniewali niż oburzyli, zniecierpliwili raczej niż zaboleli. Wśród takiej atmosfery miłem być mogło życie dla tych, co nigdy nie spojrzeli wyżej nad siebie i głębiej w serce swoje; miło być mogło spędzić z niemi wieczór, bo towarzystwo to odznaczało się najwykwintniejszym tonem i polorem europejskim aż do przesady wytwornym, — ale nazajutrz po pijanych uściskach, wyśmiano by tego coby się dopominał o dowody zaprzysiężonej wczoraj przy kieliszku przyjaźni. Zdrady miłośne,