W przedpokoju, toż samo dziewcze, któreśmy tu widzieli z wieczora, klęcząc u kominka i przygotowując ranną kawę, drzemało znowu trochę — blady płomyczek ogniska oświecał tylko silniej wydatniejsze sprzęty.
Alfier drzwi otworzył po cichuteńku, na palcach wsunął się do przedpokoju, przybliżył się do Agatki i korzystając z jej ospałości serdecznie ją naprzód wyściskał.
Dziewczyna nie krzyknęła nawet, może się domyśliwszy rannego gościa, ale pomimo cichego skradania się podczaszyca, z drugiego pokoju natychmiast głos się dał słyszeć.
— A kto tam?
— Wstała babunia? — spytał przybyły.
— A toż panicz wie — odpowiedziała Agatka poprawiając włosy — że o czwartej pani już nie śpi.
Alfier podskoczył do drzwi i z uśmiechem do nich zapukał — babunia nie śpi?
— A to ty moje kochane dziecko! chodź-no chodź, ale czemu ty nie spisz, czyżbyś tak rano już wstał?
Zrzuciwszy ciężką lisiurę, w balowym swym stroju, z wesołą twarzą, podskakując wpadł młody chłopiec do pokoju babki. Staruszka siedziała już w krześle z koronką i księgą, a gruba świeca żółta z zieloną umbrelką paliła się przy niej.
— Jak się masz Michasiu — zawołała wyciągając ręce ku niemu — jak że się masz dziecko moje? A! Chryste Panie! cóżeś tak wystrojony, — krzyknęła —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 070.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.