Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Głowa cię nie boli?
— Nic a nic! jak po wodzie! Tańcowałem też do upadłego, śmiałem się do rozpuku i roztrzpiotałem się tak...
— Widzę, widzę, roztrzpiotałeś się tak, że podobno i wieczorny i ranny pacierz poszły z wiatrem.
Na wspomnienie o pacierzu, uśmiech lekki, trochę szyderski, przeleciał po usteczkach wychowańca Labe Poinsot.
— E! moja babciu — rzekł Michał — jak się postarzeję to się będę modlił. Poinsot powiada, że wszystko może być modlitwą, zacząwszy od...
— Jużciż nie od butelki i tańca — surowo przerwała starościna — twój ten Poinsot sensu nie ma za trzy grosze, że ci takimi andronami głowę nabija. Chce z ciebie zrobić Francuza, nich mu Bóg nie pamięta. Lepiej u nas było Michasiu, dopókiśmy się wszyscy modlili, a i wśród festynów o Panu Bogu nie zapominali. Wasz czas ze swojem niedowiarstwem, to przepowiednia ciężkich plag Boskich.
— Na co nas babunia tak ciężko straszy! co znowu? Świat owszem wyrósł, porozumiał — dawniej panowało barbarzyństwo, przesądy, zabiera się dopiero nowy i lepszy w świecie porządek...
Staruszka pokiwała głową.
— Nie plótł byś Michasiu — przerwała — za panią matką pacierz, co ci Poinsot naszwargotał. Francuz wiercipięta, sam nie wie co plecie, a tobie widzę świta w głowie, ot pij kawę póki gorąca.
Agatka wniosła w tej chwili na tacy imbryczki i ukradkiem zasłaniając się fartuszkiem uśmiechnęła się do figlarza, który jej na migi posłał całusa.