Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

goż wieczora wiedziała stolica o tragicznej scenie. Podczaszy nie ochłonąwszy jeszcze, poleciał do zamku, wyprosił sobie sekretne posłuchanie u króla, a tam jak się znalazł, nikt nie wiedział. Widziano go tylko że wyszedł poruszony bardzo, a król długo zdawał się zamyślony i zafrasowany.
Tegoż wieczora choroba rzuciła nim o łóżko, na pierwszą wieść o niej przybiegła matka w rozpaczy, zwołano doktorów, ale pomimo największych starań, w dziesięć dni podczaszy krótkie swe życie zakończył, zostawując syna w kolebce i młodziuchną wdowę. Grób ten powinien był rozdzielić na wieki podczaszynę z Poniatowskim, ale miłość tej kobiety nie patrzyła granic, nie pojmowała przeszkód, nie ważyła przyzwoitości. W żałobie jeszcze, rada swobodzie, w więzach swych utrzymać starała się Poniatowskiego i może gorącością uczucia, może samem zgorszeniem drażniącem już dość zmartwiałego króla, na czas jakiś przyciągnęła go ku sobie.
Myśleli wówczas niektórzy że się król przywiąże, że ta miłość nareszcie, po tylu a tylu kaprysach, przejdzie jeśli nie w namiętność to przynajmniej w nałóg. Inaczej się stało. — Poniatowski kochać nie umiał sercem, nęciło go tyle różnobarwnych oczu i tyle coraz odmiennych piękności, że się im oprzeć nie umiał. Gwałtowne sceny na które narażała go zazdrość podczaszynej, co raz bardziej zaczęły zrażać od niej, każąc się obawiać niewoli; usuwał się, oddalał nieznacznie, szukał powodów opuszczenia, nareszcie całkiem ją porzucił.
Co się tam na ówczas działo z kobietą która przegrała wielką stawkę swego życia, wypowiedzieć trudno; kilka tygodni mówiono po całem mieście o jej rozpa-