Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 196.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyprowadzam waszej książęcej Mości matce dobrodziejce, bo się pragnął jej submittować i podziękować za szlifę; upewniłem go, że choć w objad wpadniemy, za złe nam tego w. ks. Mość dobrodziejka nie weźmiesz.....
Księżna nie wstając nawet kiwnęła głową panu Zajączkowi.
— Jak się masz kapitanie? rzekła od niechcenia, i szepnęła synowi coś o Ordyńskim, gdyż książę podszedł ku niemu zaraz i zaprezentowany przez matkę, uprzejmie z nim zrobił znajomość. To go jednak zmięszało trochę, pokwaśniał spojrzawszy na Ordyńskiego: podano krzesła, rozmowa się na chwilę przerwała. Pan Zajączek w milczeniu swobodnie spoglądał na otaczających, usadowiwszy się za księciem na rogu prostego stołka, który mu lokaj podsunął.
— Pan podczaszyc będzie dziś zapewne w zamku? spytał książę jenerał obojętnie.
— Właśnie się tam wybieram.
— Będzie zebranie wielkie, król przyjmuje jakiegoś przejeżdżającego Anglika, sekretarza podobno ambasady w Petersburgu i chce świetnie przed nim wystąpić; zaproszono wiele osób, ale się nie zabawim na tej paradzie.
— Już to pozwól powiedzieć mój Kaziu, przerwała księżna z minką pogardliwą prawie, że teraz wasz zamek ani w dnie galowe ani dnia powszedniego nie zabawny — wielka to różnica od lat trochę dawniejszych, kiedym jeszcze w Warszawie mieszkała; wówczas to było całkiem co innego.
Książę się uśmiechnął i całując matkę w rękę rzekł cicho:
— Trochę i my sami temu winni mościa księżno.