Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 197.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A to jak?
— Bo się teraz bawić nie mamy ochoty, to też i nie bawimy wcale... Księżna pani zbyt się obciążasz pracą, my zaś młodzi znajdujem, nieprawdaż podczaszycu? że Warszawa dość wesoła i żywa?
Nim się podczaszyc zebrał na odpowiedź, księżna mu przerwała:
— A któż temu winien mój drogi Kaziu, jeśli nie ty? wszakże muszę dla ciebie gospodarzyć i troskać się, bo sam się zająć interesami nie chcesz i nie umiesz. Mnie to i panu strażnikowi, co tak łaskaw że nam pomaga, winien będziesz, jeśli ci kiedyś zdam majątek i interesa uregulowane, ale to mi życie zabiera.
— A! na cóż te ofiary! odezwał się jenerał wesoło — i bez tego wybornie by nam wystarczyło, a wolałbym widzieć żebyś się wasza książęca mość bawiła wesoło, choćbym tam kiedyś miał trochę mniej mieć!
— Utrzymujcie sobie kiedy chcecie, zwracając się do pierwszego przedmiotu dodała księżna, utrzymujcie że teraz lepiej i weselej, ja tego nie powiem, wszyscy jesteśmy jak na przyczepku.
— Księżna pani ma słuszność — rzekł pan Zajączek.
— A ja się na to nie godzę, dodał książę jenerał — wszystko doskonale, gdyby jeszcze było lepsze trochę polowanie pod Warszawą, to by tylko i żyć, nie prawda Kurdwanowski?
— Toż samo pisałeś mi Kaziu z Turynu, potem z Paryża, w ostatku ze Strassburga... wrzuciła matka.
— A! Paryż, wzdychając — rzekł książę — Paryż to raj ziemski, z tem się nic nie porównywa.
— Czemże będzie Warszawa mości książę, spytał szepleniąc pieszczotliwie strażnik Mierzejewski.