Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za młodych dni pańskich, jam tam nieraz przebywał, mam szczęście dobrze jeszcze z Włoch być znajomym pani podczaszynie.
— Wolno mi spytać o nazwisko pańskie?
— Cavaliere Fotofero, do usług.
Nie wiedzieć co było począć z tą osobliwszym sposobem przyplątaną znajomością; chwilami zdawało się podczaszycowi, że oszaleje, tak żywo ten człowiek przypominał obraz pamiętny w jego młodem życiu i tak dziwna była mowa jego.
— Mogę panu w czem usłużyć? spytał znowu cavaliere, coraz bardziej mięszającego się Ordyńskiego.
— Mnie! bardzo dziękuję panu.
— Chciałbym podczaszycowi być użytecznym jeśli pozwolisz, dodał Włoch, mam tu dość piękne stosunki w stolicy i wiele mogę, choć na pozór nic nie znaczę. Jeśli byś pan w jakimkolwiek razie, pozbywszy się śmiesznego wstrętu i obawy, które widzę w oczach jego, chciał się odezwać do mnie, zawsze mi miło będzie mu służyć. Nieprawdaż, dodał wesoło, że dwór świetny, że Warszawa miłe miasteczko. Widziałeś pan wczoraj Frascatellę — ładne dziewczę, ale nie w moim smaku; a jak wesoło bawim się u księcia podskarbiego! Są i inne domy w których czasami bywam, i gdzie nie mniej ochoczo się bawimy. Z czasem pozwolisz mi podczaszycu porobić z sobą niektóre ciekawe i użyteczne znajomości. Potrzeba używać! życie uchodzi! szkoda je marnować bezczynnie!!
Mówił to szybko patrząc mu w oczy, bawiąc się rękojeścią szpadki, to jednę, to drugą nogę wystawując naprzód, jakby sam przed sobą zgrabną chciał się pochwalić postacią.