Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zapomniał? Tak dawno żadnej już wesołej nie widziałam twarzy, nie słyszałam uśmiechu! Wszyscyście mnie porzucili, dzięki ci, żeś choć późno sobie przypomniał że ja jeszcze żyję!
Podczaszyc stał przed nią, ale tak zmieniony, drżący, blady, że za drugiem wejrzeniem Włoszka domyśliła się wielkiej jakiejś w życiu jego zmiany, i pomimo osłabienia porwała się, załamała ręce, pytając ścichłym nagle od uczucia głosem.
— Co ci to? podczaszycu!
— Mnie? nic! — odpowiedział Ordyński nieprzytomnie, siadając drżący, bo czuł że mu się nogi chwiały, nic... nic.
— Jakto, nic? — wpatrując się w niego zapytała tancerka — nie możesz mnie zbyć taką odpowiedzią, na twarzy twojej napisane jakieś nieszczęście. Co cię spotkało? mów? kto cię zdradził? kobieta?
Pierwsza jej myśl była o kobiecej zdradzie, podczaszyc z pogardą ruszył ramionami.
— To się nie liczy! — rzekł z gorzkim uśmiechem.
— Ale mów pan, na Boga!
— Ja i ty, widzę — rzekł Ordyński oglądając się — jesteśmy zarówno zdradzeni przez cały świat i opuszczeni od wszystkich. Wczoraj jeszcze wieczorem byłem ich ulubieńcem, dziś się mnie zaparli i odepchnęli. Ale się pomszczę! pomszczę się krwawo!
Frascatella nic zrozumieć nie mogła, oczy jej żywo biegały po twarzy przybyłego, by tajemnicę wybadać, a nic odkryć w niej nie umiały.
— Powiesz-że mi pan — co to się stało?
— Na co mówić? ktoś ci tu inny zapewne pospie-