Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dniem i znalazł się na podłodze, gdyż miotając się widać spadł z łoża. Zobaczywszy różowe blaski wschodu, otworzył okno na ogródek wychodzące, spiekłe czoło wystawując na chłodzący powiew poranku.


XII.


Następnych dni, ojciec Spirydjon w chwilach wolnych nie omieszkał odwiedzić Ordyńskiego, a każda jego rozmowa coraz głębiej sięgała w serce młodego człowieka, który w tej ciszy ciągłej myśleć musiał i myśl zwracać na siebie.
Staruszek też nie gromił go ani przestraszał — zawstydzał, żartował, wskazywał cele życia, łamiąc niebezpieczne zasady i przekonania, które Poinsot wpoił w młodą i wraźliwą duszę. Nie natarczywy, cierpliwie i powoli dokonywał to dzieło nawrócenia, które podjął z ufnością w Bogu, niezrażony tem wcale że rolę znalazł chwastami zarosłą. Podczaszyc w początku słuchał go z roztargnieniem, jakby z konieczności tylko, potem uważniej nieco, ale mało korzystał jeszcze. Z nudy pochwycił książki umyślnie mu zostawione i odrzucił je, bo ich rozumieć nie mógł, i wrócił znowu do nich, a słowo czasem jedne, ciągnęło zeń długie pasmo dziwacznie pomięszanych myśli.
Zostawmy go w tem bezpiecznem ustroniu, a przejdźmy na ten świat, który opuścił. Tu zniknienie jednego zapaśnika ani się postrzedz dawało, szał szedł bez niego swoją starą drogą, a ludzie i o podczaszycu i o Rybińskim, który leżał walcząc ze śmiercią jeszcze, zupełnie zapomnieli.