Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kameryzowany zegareczek wiszący u pasa, śliczne caceczko.
— Mów! nie mam czasu, parole d'honneur!
Poczęła się bawić zegareczkiem. Podkomorzy zobaczywszy go kwaśno się skrzywił, bo już rozumiał o co idzie.
— Ale naprzód — przerwała kładnąc mu rękę z zegarkiem na kolanach — kupisz sobie u mnie to cacko... Śliczny pektoralik! same brylanty warte z 50 dukatów! a żebyś jeszcze wiedział w jakiej była potrzebie ta co mi go kazała sprzedać... co to za śliczniutki buziaczek! Dobrze żeś przyszedł, to go kupisz.
— A kupię! kupię! — trochę kwaśno rzekł podkomorzy.
— Otóż jeden interes skończony... dasz mi tylko sto dukatów.
Podkomorzy syknął, zagryzł palce, ale się nie sprzeciwił.
— Wstydź się, już sykasz! co to znaczy sto dukatów — une misére! teraz mów.
Podkomorzy począł całą historją Anusi i swoję, ale mu dończyć nie dała madame, domyślając się połowy. — Podumała nieco.
— Sprawa trudna, dziewczyna ze wsi, nie uboga może! zakochana, uczciwa! a to śliczną mi swatasz robotę, niech cię kaduk porwie!
— Szwęsiu, ale to zrobić się musi.
Kiwnęła głową.
— Potrzeba czasu.
— Trzy dni.
— Zwarjowałeś!
— No, to cztery...