Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 221.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż pociągnął i znajomość zrobił! — począł znów Jan.
I bracia kłótnię na nowo mieli zagaić, gdy Anna całując ojca w rękę, usta mu zamknęła; postrzegli oba podczaszyca i zamilkli.
Ordyński w którego duszy nie wiem co się działo, chmurny, złamany, gniewny, wstał z krzesła po chwili, spojrzał na Annę z wymówką gorzką i pożegnał kłaniającego się starca, rzucając mu smutek na pożegnanie.
— Módl się za duszę mojej matki!
— Podczaszyna nie żyje! — zawołali ojciec i córka z wyrazem serdecznego bólu! — nieszczęście! nieszczęście!!
Podczaszyc odwrócił się i uszedł.


V.


Z wielkiem podziwieniem swojem, podczaszyc w bramie zaraz spotkał się z cavalierem Fotofero, który w płaszczu obwinięty, zdawał się nań oczekiwać; w milczeniu ujął pod rękę Ordyńskiego, wsadził do powozu i dał znak woźnicy, by jechał do nowego mieszkania.
— Zkądżeś tu znowu? — spytał zdumiony podczaszyc.
— O to mniejsza — odparł Fotofero — ale cóżeś to najlepszego zrobił pan, dając tak z rąk sobie ujść ulubionej dziewczynie; na to potrzeba być....
— Cóż chciałeś, żebym ją gwałtem zatrzymał! Ty jej nie znasz!
— Nie znam jej, ale znam kobiety — odrzekł ma-