Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z życia prywatnego! Nabroił bo podskarbi, może nie więcej od drugich, ale mu nic się nie upiekło darmo!
— Na nieszczęście, ta historja z Kozłowskim dosyć brzydka, podchwycił Arnold Byszewski — ale nic by to nie było, żeby jej do drugich nie przyszywano! bo to chodzi po ludziach! Kozłowski szlachcic ubogi, służył podobno u księcia podskarbiego, a miał co się zowie piękną żonę; widywałem ją potem u księcia, piękność znakomita!
— No i porwał mu ją, okupił, zapłacił czy odmówił! rzekł król trochę niecierpliwie, cóż to osobliwego!
— Trochę to nie tak było N. Panie, dodał jenerał. Kozłowski na nieszczęście głupi, kochał się tak szalenie w swojej żonie jak się drobnej szlachcie trafia tylko; gdy mu ją podskarbi odmówił, z żalu oszalał.
— Oszalał! ale czyż to być może! spytał Stanisław August, może udaje chyba warjata!!
— Nie N. Panie, trudno to tak udawać! Samem go widział! Ktoby się to tak wygórowanych sentymentów spodziewał w prostym szlachciurze! Mojem zdaniem, nie winien książe podskarbi nic, bo mógł-że przewidzieć co wyniknie? Kozłowski przebywszy ciężką chorobę z której ołysiał zupełnie, zwarjował całkowicie.
— Czemuż go już nie oddadzą do Bonifratrów? spytał chmurno biskup.
— Łagodny to warjat, a pewnie nieuleczony, chodzi sobie po mieście, i na tem jego mania że każdego zatrzymuje i pyta czy nie wie gdzie się Julka jego podziała. Ulicznicy drwią z niego, ale to widok przykry, jeszcze teraz rozżarza nienawiść ku podskarbiemu, i myślę że go tam nie darmo puścili na ulicę, czyjaś to sprawka.