Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 233.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nik... kilku ułanów, stali już w dziedzińcu oczekując by towarzyszyć królowi. Ordyński z jenerałem ustąpił, a orszak świetny posunął się zaraz ku Krakowskiej bramie i w niej znikł im z oczów.


VI.


Dzięku zabiegom przyjaciół, któremi zdawała się niewidzialna jakaś kierować ręka, Ordyński w chwili odzyskał straconą na świecie, co o nim był tak rychło zapomniał, wziętość i przychylność. — Cały więc, zwrócił się znowu ku niemu, odganiając wspomnienie Anusi, do której czuł żal jakiś, usiłując sobie wmówić, że mu się okazała niewdzięczną.
Z poczciwych myśli zasianych ręką O. Spirydjona i wschodzić już poczynających, wkrótce nic nie pozostało, zagłuszyły je inne, stare chwasty dobywające się z pod nich, nie wytrzebione jeszcze, ścięte tylko. Otaczający też znowu podczaszyca, przyczynili się przykładem swoim do utrzymania go na tej drodze, a codzień wszechwładniej kierujący umysłem jego cavaliere, rzucał nim jak piłką, pilnując by zawsze popychać w stronę własnych jego namiętności.
Kilka łez ledwie wylawszy po matce, ale grubą po niej wdziawszy na początku żałobę, podczaszyc znów się zdał w ręce Frejera, któremu dom swój i życie powierzył, a kierunek interesów ogólny przyjął plenipotent, jakich na ów czas nie brakło.
Za tego to panowania najwięcej podobno fortun szlacheckich, co zaraz w pańskie nawet się przeistaczały, urosło z tego łupieztwa prawników i dziwnej nieopatrzno-