Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 256.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Cofnął się podczaszyc.
— Zazdrościsz mi — zawołał — i straszysz!
— Na ten raz że nie zazdroszczę ci to pewna, przekonasz się rychło. To się nazywa złapał kozak Tatarzyna. Myślałeś żeś sobie skarb kupił, a tu cię tak wystroili, że tylko biedy napytasz. Wiesz o babie przysłowie co nie miała kłopotu.
— Pleciesz jenerale.
— Niech i plotę, nalej wina, wiwat piękna Julja, sileat invidia!
Podczaszyc który łatwo ulegał wpływowi drugich pomimo rozkochania, trochę się jenerała pogróżkami poruszył, ale wnet zahuczano proroka kłopotów, zapito sprawę i oczekiwano gwarząc wesoło północy i instalacji Julji na nowem gospodarstwie.
Wieczerza wspaniała w mgnieniu oka przygotowaną została. W zamku, gdzie jenerał miał wielkie stosunki z Tremo i Schützem, prawie zawsze dostać było można pasztetów, cukrów, ciast, galaret i t. p., posłano z karteczką karetę i wszystko w mgnieniu oka przybyło, choć suto opłacone, ale duchem gotowe. Wino, owoce, likwory, znalazły się w sklepach na rozkaz, a sala jadalna przed północą połyskiwała blaskiem lustr, świec jarzących, zwierciadeł, porcelany i brązów, wśród których zielone gałęzie kwiatów i owoce misternie rozrzucone, śliczny stanowiły obrazek. Umiano naówczas tak ustawiać stoły, że i dla oczu pięknemi były i pociągającemi dla smakoszów; dziś to już zapomniana sztuka.
Północ wybiła na zegarach miejskich, gdy turkot karety zastanawiającej się w dziedzińcu, wszystkich ustawił w szeregi ciekawe. Podczaszyc wybiegł, drzwi się otworzyły szeroko, i piękna Julja wiedziona przez Foto-