Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 258.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jenerał trącił w bok łokciem sąsiada.
— Takuteńka była u ks. Nestora, szatan baba, zobaczycie dalej!
Niektórzy z biesiadników co jeszcze pięknej Julji nie znali, na widok niespodziany prześlicznej kobiety, której mowa i głos w takiej były sprzeczności z wrodzonym wdziękiem, ogromne zrobili oczy, inni poklaskiwali oryginalności. Ordyński widocznie nie bardzo był rad swej ekscentrycznej kochance, wolał by był pospolitszą, ale cóż było począć?
— Ja ją przeistoczę — rzekł pocieszając się w duchu!
Zaczęła się rozmowa do której w początku nie wiele się mięszała piękna gospodyni, ale zaspokoiwszy głód pieczystem a pragnienie kilką kieliszkami cypryjskiego wina, które jej wcale główki nie zawróciło, rozochociła się jakoś.
— Widzę po tej kolacyjce — rzekła odwracając się do podczaszyca, którego bez ceremonji pocałowała głośno przy rzęsistych brawach — że z ciebie porządny chłopiec i dobry gospodarz, wypiję twoje zdrowie, podobasz mi się doprawdy.
— Zdrowie podczaszyca! — huknęła za Julją kompania.
— Będzie mu tu zdrowie! — szepnął jenerał!
Wszystko aż do ostatniego wybryku zwycięzko uszło pięknej Julji — wdzięk twarzy tak zaślepia!
W tem, ktoś z młodszych przypomniawszy sobie stare obrzędy nasze weselne, które modą było naówczas wyśmiewać, zaproponował żeby nowożeńcom sprawić kompletne na śmiech wesele. Poklaśnięto tej szalonej myśli; Julja że się bawić lubiła, pochwyciła ją z zapałem