Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rał. — Dobranoc ci panie Michale... a ot i ranek już w oknach!!
Jeszcze kilku niedolanych pijaków ziewało i krzyczało przy kielichu w sali, gdy jasny dzień nowemu życiu biednego Ordyńskiego zaświecił.


IX.


Anna nie miała ojca. — Zimne jego zwłoki czarny wóz i szereg księży wywiódł na cmentarz miejski, gdzie w tłumie mogił tysiąca, wkrótce tej jednej znaleźć nie będzie można. Za trumną, prócz Anny w żałobie i we łzach, nie było prawie nikogo; posłano do podczaszyca, bo go O. Spirydjon myślał śmiercią starego sługi obudzić, ale kogo zgon matki nie wyrwał z szałów rozpusty, mógłże zgon obojętnego poruszyć człowieka? Podczaszyc właśnie był po wczorajszej uczcie weselnej. Zamknięty z piękną swą Julją, gdy mu o śmierci Sienińskiego oznajmiono, przeczytał kartkę, ruszył się i upadł na kanapę. Anna mu przyszła na myśl, jej sieroctwo, opuszczenie, czekający ją może niedostatek. Żal mu się trochę zrobiło dziewczęcia, potem zagadała zemsta, przemówiło lenistwo, zawarczała namiętność, odłożył do jutra i na pogrzeb nawet nie poszedł.
Jedynym opiekunem Anny pozostał O. Spirydjon, który w niepokoju o los jej, choć nie doradzał zakonnego życia, namawiał na schronienie w klasztorze. Było to w kilka tygodni po pogrzebie, a dziewcze już ochłonąwszy z pierwszych wrażeń co je w początku przybiły, odzyskiwało wolę, zapał i siły. Opłakując ojca, Anna nie straciła z oczu towarzysza swej młodości dla któ-