Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

gromadki, które więcéj oknom galerji niż przejeżdżającym się przypatrywały.
Książe Michał bezmyślnie skierował się w tę stronę zrazu, ale wpół drogi, spojrzawszy na swego wierzchowca, na towarzyszących mu dworzan w dosyć wytartéj barwie, zawrócił... O białym dniu on i jego dwór nadto niepocześnie wyglądali, aby się narażać na porównanie z temi, którzy pod galerją znaleźć się musieli, a ci właśnie stanowili część towarzystwa najwytworniejszą.
Nawet młody przyjaciel Pac, z którym się spotkał, namówić go z sobą nie mógł do kanclerzynej, — książe Michał wymówił się tajemniczą jakąś sprawą pilną, a udał się na samotną przejażdżkę...
Gdy się to działo, a księżna Gryzelda, po żywéj rozmowie z Helą, wzięła książkę, aby czytaniem zatrzeć przykre wrażenia i smutne myśli. Stary sługa dał jéj wiedzieć, że ów niegdy księcia Jeremiego dworzanin z Sandomierskiego, niejaki Wacek Grąbczewski, chciał się pokłonić.
Nie dobrze rozumiała księżna czego on mógł potrzebować, gdyż raz już mówiła z nim, ulękła się nawet trochę, aby nieświadomy jéj położenia, nie zażądał, w imie dawnych zasług jakiéj pomocy — lecz ktokolwiek przychodził w imie nieboszczyka — odepchnąć go nie mogła.
Zyskał więc powtórne posłuchanie Grąbczewski.
Z wielką pokorą stanął ubogo odziany, chudy, długi, z szyją też wyciągniętą, z głową śpiczastą — niegdy Wackiem poufale zwany podkoniuszy Jeremiego.
Pozdrowiła go uprzejmie księżna, nie powstając