Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mirz — gdybym już wczoraj, tą pięknością uderzony, nie spytał o nazwisko.
Było to potwierdzeniem tego, co Kochan mówił jej rano. Rokiczana się uśmiechnęła.
— Wielka to cześć dla mnie — odpowiedziała, spuszczając oczy — lecz, łatwoby się też ona w smutek mogła zamienić, gdyby nie to, że prędko przeminie pamięć...
Nie dał król dokończyć.
— Piękna Krystyna — rzekł — pewną być może, iż póki żyw, o niej nie zapomnę.
— Wasza Miłość znać od francuzkich trubadurów uczyłeś się słów pięknych, któremi biedne zwodzą niewiasty, lecz i my też wiemy, co one ważą — odezwała się Krystyna.
Kaźmirz, wpatrzywszy się w nią bardzo śmiało a lubując się wielkiej piękności, nie znalazł na to wprędce odpowiedzi. Wzrok ten badawczy i przeszywający, który zdawał się przebijać zasłony, poczuła dumna Krystyna, wyprostowała się, spojrzała z góry i odezwała cicho...
— Królewskie względy dla nas niewiast nie zrodzonych do tronu, często wielkiem bywają nieszczęściem...
Ruch, który zdał się oznajmywać, że odejść chciała, zmusił króla do spiesznej odpowiedzi.
— Przecież i królom wolno jest piękność w niewieście uczcić... i czuć dla niej miłość jak innym ludziom.