Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Późno już, strojna jak wielka pani, klejnotami okryta, tańcem prawie całodniowym zmęczona, zjawiła się wdowa, którą bardzo piękny, rycerskiej postawy mężczyzna odprowadzał. Był to, jak łatwo poznał Rawa, nowy zalotnik jakiś, ubogi baron niemiecki, urzędnik z cesarskiego dworu, który pono więcej dla pieniędzy, nie dla piękności zalecał się Rokiczanie. Zmierzył oczyma podejrzliwemi Kochana oczekującego, namarszczył się groźno i — odszedł.
Drugie to już niemiłe było spotkanie.
Wdowa tym razem Kochanowi niezbyt rada była. Przyjęła go kwaśno; brwi ściągnęła...
Niedługo czekając, Rawa jej szepnął, że pan jego sam ma nazajutrz przybyć potajemnie.
Usłyszawszy to, Rokiczana aż ręce załamała.
— Po co? zawołała, aby z ust moich to posłyszał, co mu przez was tyle razy mówiłam? Daremna to rzecz, bo mnie za żadne skarby świata nie kupi.
Z czemże jedzie?
Rawa nie chciał odkryć się z tem.
— Nie wiem, rzekł, lecz choćby tylko, aby wam w oczy popatrzeć, co za dziw?
— Tak! jemu to nie zaszkodzi pewnie — odparła wdowa z goryczą. Zabawi się, a co mnie potem spotka od swoich i obcych wymówek i szyderstwa, co ja będę musiała odpłakać za to