Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm! zawołał Hasch — ludzie mówią różnie. Jesteście sługą króla — są tacy, co utrzymują, żeście się dla niego ożenić gotowi.
Rawie krew uderzyła do głowy.
— Jestem takiego pochodzenia, jak i wy, pasowanym też rycerzem — rzekł zimno — potem coście powiedzieli, nie pozostało nic, tylko na rękę wyzwać i — bić się.
Dziś na to czasu nie mam, jutro gotówem.
Hasch wydął usta.
— Dobrze, rzekł — do jutra...
Kochanowi szło o to, aby mu się wyrwał, i mógł zawczasu przeciw króla wyjechać, rękawicę mu zręcznie na siodło rzucił, jako znak, konia spiął i poleciał...
Niemiec nie pogonił za nim. Chwilę stał, namyślając się, potem za późno już było.
Wykupiwszy się od niego wyzwaniem, Rawa wybiegł z miasta na gościniec ku Krakowu, i dopiero dobry kawał drogi zrobiwszy, koniowi pofolgował.
Miejsce wybrawszy pod laskiem, w którem na króla miał czekać, zsiadł z konia, ukrył się w zarośla na przypadek pogoni, i patrzył rychło li Kaźmirz nadąży.
Już dobry zmierzch padał, gdy się orszak królewski ukazał, który Kochan poznał łatwo, chociaż nie pańsko wyglądał. W kilkanaście koni tylko wybrał się Kaźmirz, dwór swój przyo-