Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 101.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby uniknąć wymówek, udał się był za granicę... Nie było go na Tyńcu...
Biskup krakowski, z którym zgoda opłacona drogo przychodziła do skutku, o ślubie tym ani słyszeć nie chciał...
Zamyślano Rokiczanę z zamku krakowskiego oddalić, gdzie nazbyt wielu oczu i uszu było świadkami królewskiego upokorzenia. Lecz chorą, nieszczęśliwą, chyba siłą było można ztąd przenieść, oświadczyła bowiem, iż się nie ruszy i praw swoich do zgonu choćby, bronić będzie.
Rodzina można, powołana przez nią, mając na dworze cesarskim stosunki, aż do pośrednictwa Karola się udała, aby uwiedzionej uzyskać zadośćuczynienie.
Cesarz jednak mięszać się nie chciał w tę sprawę, i swym zwyczajem, ostrem a nielitościwem słowem szyderskiem Rokiczanów odprawił.
Narodzenie syna, któreby króla szczęśliwym uczyniło, jakby szyderstwem losu przyszło wśród tych zgryzot i zatargów.
Nie zmieniło ono losu kobiety, którą Kaźmirz właśnie może dla tego znienawidził, że czuł względem niej winę swoją.
Szło już tylko o znalezienie środka jakiegoś mogącego rozłączenie ułatwić.
Kochan chodził zadumany, probując namowy, obietnic, — groźb nawet, a nie mogąc złamać