Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bądź spokojną — rzekł — z Lewkiem o tem mówić będę...
W ciągu krótkiej tej rozmowy, więcej nad usty, mówił król z nią oczami. Wejrzenie pięknego dziewczęcia z dziwną śmiałością, którą nieświadomością dziecinną i wielką czcią dla króla tłumaczyć było można, nie unikało spojrzenia pana, owszem wyzywać się go zdawało.
— Jam miłości waszej życie winna, — zakończyła, rękę białą kładnąc na piersiach — chcę jej winną być i szczęście moje...
Kaźmirz, którego ciekawe oczy i uszy zbierających się w ulicy przechodniów wprawiły w zakłopotanie, prędzej może niżby był chciał pożegnał ją, koniowi dał ostrogę i odjechał.
Esthera, patrząc za nim, wcale nie onieśmielona tem, że się jej przyglądano, ustąpiła z drogi zwolna i znikła we drzwiach kamienicy, w których na nią starsze towarzyszki oczekiwały.
Spotkanie to głośnem się stało po mieście. Różnie je sobie tłómaczono, a że nikt prawie rozmowy całej nie słyszał, przypuszczenia były najdziwaczniejsze i sarkano powszechnie na zuchwalstwo pięknej żydóweczki, iż się królowi narzucała.
Ówczesne wyobrażenia, świeże jeszcze prześladowania izraelitów obwinionych o zatruwanie wód i pokarmów, o zabijanie dzieci i używanie krwi ich do zabobonnych obrzędów — pogarda,