Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Król nie dokończył, wziął kubek i podającą w twarz piękną pocałował.
— Aleś ty dziś smutna? — zapytał.
— Ja nie mam żadnej przyczyny się smucić — odparła Esthera — radabym o niczem smutnem nigdy nie mówić panu memu — ale dziś muszę.
To mówiąc, wstała. Kaźmirz patrzał niespokojny na nią, twarz jej stała się poważną, brwi trochę ściągnęły...
— Czyżby ludzie ci śmieli jaką przykrość wyrządzić? — spytał król.
— Mnie? — odparła z uśmiechem — na to bym ja nie poskarżyła się nawet. Przy takiem szczęściu, jakie mnie spotkało, cóż znaczy mały ból, jaki mi ktoś zechce uczynić? niesprawiedliwością byłoby się skarżyć.
— Cóż więc? — natarczywie nalegał Kaźmirz.
Esthera usiadła i powoli, z rozwagą, mówić zaczęła, z każdem licząc się słowem, a oczyma badając, jakie uczyni wrażenie.
— Nasz naród, miłościwy panie mój — rzekła — rozsypany jest wszędzie. W królestwie twojem nie ma mieściny, gdzieby moich biednych braci nie było. Tacy jak my, ażeby się oprzeć i obronić tym, co ich nękają i prześladują — a ścigają ich wszyscy, muszą się trzymać za ręce. My wiemy przez swoich, co się gdzie dzieje, my czasem prędzej i pewniej dostajemy wiado-