Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia tego wszedł Kaźmirz, nie zdoławszy czoła wyjaśnić, posępny, padł na siedzenie znużony.
Po całodziennych łowach czekała go tu wieczerza... Siadł do niej, prawie słowa nie rzekłszy. Esther[1] też milczała, patrząc mu w oczy...
Przybywał z brzemieniem ciężkiem; postanowił był bowiem otwarcie się o tem z nią rozmówić. W oczy jej spojrzał, kończąc wieczerzę... Siedziała przed nim, zawsze piękna, trochę bledsza tylko.
— Esthero — odezwał się król, rękę ku niej przez stół wyciągając, cobyś ty rzekła, gdyby mnie zmuszono do ożenienia?
Duchowni, rycerstwo, wszyscy nalegają na mnie... broniłem się... niewiem, czy potrafię oprzeć!
Nie pragnę żony, Bóg widzi — lecz...
Esther nie spuszczała oczów z niego, słuchała spokojna.
— Królu mój — odezwała się, gdy zamilkł — jesteś ich królem też... Chcą mieć potomka z krwi twojej następcą po tobie... Cóż ja mam na to powiedzieć? Chceszże opuścić Estherę twoją?
— Nigdy! nigdy! — zawołał król z żywością wielką — tyś mi była jedyną, żadna cię nie zastąpi...
— Młodość, wdzięk, nowość, nie odciągnąż

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Esthera.