Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cię mimowoli? — spytała z wyrazem powagi i spokoju żydówka.
— Jestem pewien tego, że drugiej pokochać nie potrafię tak, jak ciebie — rzekł król. — Miłość moja wielką być musiała, gdy mnie zmusiła z tronu zstąpić do Esthery — nie płoche to uczucie, ani je zgasić potrafi lada twarzyczka księżniczki.
Estherze po twarzy popłynęły dwie łzy, i stoczyły się po policzkach, jak dwie perły na białą dłoń.
— Tyś pan mój, jam niewolnica — rzekła — czyń co chcesz... Esthera posłuszną będzie... a co w jej sercu utkwi, to zamknie, abyś rany nie widział.
Wzruszony Kaźmirz wstał z siedzenia, by ją utulić i upewnić, że zmienić się nie może.
Gwałtowny ból, który łzy wycisnął, był jakby przezwyciężony, uśmiech powracał, zdawała się zaufaną w nim, szczęśliwą. Król począł rozwodzić żale swe przed nią.
— Nie panami my jesteśmy na tronach, ale niewolnikami! — zawołał. — Odjąć życie człowiekowi prawo mam, lecz własnem zarządzić nie mogę. Duchowieństwo z jednej, rycerstwo z drugiej strony oblega i w końcu najniezłomniejszą wolę zwycięży... Dobrym im jestem, powiadają, żem miękki — surowym, żem okrutny.
Sędzia ma godziny, w których zstąpiwszy