Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Obrońcy już więc wam nie potrzeba, miłościwy panie — dodała Esthera.
Maciek w bok się ujął i brodę swą targał. Ona patrzała nań, jakby go poznać i wniknąć w niego ciekawą była.
— I to też fałsz być musi — rzekła, wyczekawszy na odpowiedź, którą uśmiech złośliwy zastąpił — jakobyście na dworze szlązkim z narzeczoną królewską mieli dobrą znajomość.
Rzecz ta, która się Maćkowi tajemnicą wydawała — wypowiedziana mu w oczy przez Estherę, w zdumienie go wprawiła.
Ciche przekleństwo z ust mu się wyrwało.
— Jużci, żem na dworze w Głogowie bywał — zawołał gorąco i opryskliwie — zapierać nie mam czego. Na turniejach kilka razy dobrze mi się powiodło, z księżniczką też potem do tańca rycerskiego stawałem...
Estera słuchała z uwagą.
— Ludzie i z tego co na mnie upleść gotowi — mówił dalej obruszając się. Więc słusznie was o obronę prosiłem.
— Sami się potraficie oczyścić — rzekła zimno.
Borkowicz zwolna swe zuchwalstwo odzyskiwał.
— Wam też nowa królowa niebardzo do smaku pewnie — rozśmiał się — królem się