Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 221.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

choć z niemcami związali i woleli im hołdować zanadto się wysoko cenią, by im wielkopolski panek dla córki smakował.
Rozśmiał się król pogardliwie.
Esthera już go jątrzyć więcej nie śmiała i zamilkła...
Kaźmirzowi ta baśń, jak ją zwał, tak na sercu leżała i tak go zaprzątała niedorzecznością swą, iż się z nią zwierzył w ostatku i Kochanowi.
Rawa odparł, że i on słyszał o niej, lecz choć śmieszną była, Borkowicza znając, nie widział ją tak bałamutną, jak się na oko zdawać mogła.
— Miłościwy panie — rzekł — są ludzie zuchwali, co, jakośmy świeżo przykład mieli, na sakrament w kościele porwać się nie obawiają. Wszak ci to historja kościoła twego, Bożego Ciała, który na pamięć popełnionego świętokradztwa wznosić kazałeś. Otóż Maciek Borkowicz do tych ludzi należy, dla których nic świętego nie ma, a w ich mniemaniu nic dla nich za wysokiego.
Śmiał się król.
— Stracha jakiegoś chcecie mi uczynić z tego Maćka — odezwał się pogardliwie. Nie dziwiłbym się innym; tobie, co ludzi znasz i wagę masz w głowie — dziwię.
— Miłościwy panie — rzekł obrażony nieco