Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 015.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żonem okiem jednem, począł się uśmiechać nieco szydersko.
Ks. Baryczka dostrzegł ten uśmiech, zmarszczył się groźno, i pytające ku niemu z gniewem zwrócił oblicze.
— Ojcze mój — z przekąsem odezwał się Otto ze Szczekarzewic — nie te to czasy, w których królowie rozgniewani męczenników czynili z was, a sobie gotowali klątwy i wygnanie... Wiecie co we Wrocławiu król czeski powiedział naszemu biskupowi, gdy mu za zajęcie dóbr klątwą zagrażał? Rozśmiał się obojętnie i rzekł:
— Widzę, że ci się męczeństwa zachciało, alem ja do tego nieskory. Dóbr ci nie oddam i życia nie odbiorę, a o klątwę rozprawim się w Rzymie.
Wszystkich oczy zwróciły się na ks. Baryczkę.
Oblicze jego marszczyło się i mieniło, drżał od wewnętrznego poruszenia. Zwrócił się z pewnem lekceważeniem do Ottona i zawołał, mierząc go wzrokiem dumnie:
— Nie każdemu Bóg wieniec i palmę męczeńską dać raczy, ale każdy winien święty spełnić obowiązek. Alboż myślicie, że i to męczeństwem nie jest, gdy kapłana, sługę bożego, sponiewierają pogardą?
To rzekłszy, odstąpił nieco ks. Baryczka z koła, otarł twarz, na którą pot wystąpił, i zamilkł.
Drudzy milcząco patrzyli po sobie.